piątek, 9 listopada 2012

Kastylia i Leon

Nadszedł czas na trzecią część relacji z wyjazdu obejmującą ostatnie trzy dni pobytu w Hiszpanii, a żeby być bardziej precyzyjnym to dwa dni pobytu i drogę powrotną. ;-) Nazwanie wpisu Kastylia i Leon jest dość sporym uogólnieniem, gdyż jest to największa wspólnota autonomiczna Hiszpanii, a na mojej trasie znalazły się jedynie dwa miasta w jej północnej części - Leon i Burgos. 

Ale zaczynając od początku, to w piątek rano dotarłam do Leon, nie mając tam nawet zorganizowanego noclegu, gdyż wszystkie serwisy pokazywały, że hosteli w Leon nie ma lub są zajęte. Jednak okazało się, że jedno schronisko dla pielgrzymów (miasta te leżą na szlaku Camino de Santiago), które przyjmuje również turystów, jest czynne i nie ma tam problemu z dostępnymi miejscami. Tak więc, po jego odnalezieniu, zameldowaniu i zostawieniu rzeczy, można było już wyjść na pierwszy spacer po mieście. 
Zanim dotarłam do Leon, słyszałam kilka pozytywnych opinii o tym mieście z ust Hiszpanów poznanych we wcześniej odwiedzonych miejscach, a więc spodziewałam się interesującego miejsca. Początek był rozczarowujący, gdyż część starego miasta, od której rozpoczęłam spacer, w ogóle mi się nie podobała. Była zniszczona, zaniedbana, opuszczona i niczym nie przykuwała uwagi. Z czasem okazało się, że mimo że centrum jest niewielkie, to znaleźć tam można kilka ładnych zakątków. 














Na ostatnie miasto, które planowałam zobaczyć, Burgos, został mi jeden dzień. Wydawało się, że to odpowiednia ilość czasu, gdyż niemal wszyscy mówili, że poza katedrą nie ma tam nic ciekawego, a nawet proponowali, abym rozważyła jakieś inne miejsce, którym mogę zastąpić Burgos. Ostatecznie decyzji nie zmieniłam, głównie ze względów komunikacyjnych, bo stamtąd miałam umówiony transport na niedzielne przedpołudnie prosto do Bordeaux. 
Początki nie były najlepsze, gdyż po przyjeździe i odwiedzeniu informacji turystycznej potwierdziło się, że hostelu żadnego o tej porze roku nie ma i muszę szukać noclegu w pensjonatach (o ile tak można tłumaczyć hiszpańskie Pension), które na ogół są prywatnymi mieszkaniami wynajmowanymi na pokoje. Ostatecznie po dwóch godzinach chodzenia w deszczu i szukania, udało się znaleźć odpowiednie miejsce, dogadać i wynająć pokój. Na zwiedzenie miasta zostało już tylko popołudnie i wieczór.
I tutaj zaskoczenie - Burgos, którego nikt nie polecał, mnie się bardzo podobało. Katedra robi ogromne wrażenie, zarówno z zewnątrz jak i podczas zwiedzania wnętrza. Ale katedra i starówka to nie wszystko w Burgos - zdecydowanie warto wspiąć się na wzgórze, gdzie jest zamek oraz piękna panorama miasta. Zakon też wyglądał zachęcająco, jednak było już zbyt późno na zwiedzanie wnętrza. 











I na tym w zasadzie zakończyły się moje jesienne ferie. Jeszcze tylko międzynarodowy akcent w drodze powrotnej, czyli 7h wspólnej podróży z dwoma Hiszpanami i Bahrajnką.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz