poniedziałek, 5 listopada 2012

Hiszpańska przygoda - Kraj Basków

Kraj Basków - region mało znany pod względem turystycznym, raczej kojarzący się z walką o autonomię oraz z ETĄ. I to w zasadzie wszystko, co do niedawna wiedziałam o nim. A nie! Jeszcze, że to tereny górzyste i bardzo deszczowe. Ale to nie zniechęciło mnie do sprawdzenia, czym naprawdę jest Kraj Basków. 
No więc, Kraj Basków to Hiszpania czy nie? Zależy kogo poprosić o odpowiedź na to pytanie. Hiszpanie powiedzą, że tak, ale to taki trochę dziwny region. Baskowie natomiast, że są Baskami, a wyjazd do innych części Hiszpanii to tak pomiędzy wyjazdem krajowym i zagranicznym. 
Kraj Basków sam w sobie też nie jest jednolity. Dwa dni w San Sebastian oraz półtora w Bilbao pokazały, że różnice są całkiem spore. W San Sebastian, a w zasadzie w Donostii, bo tej nazwy używają lokalni mieszkańcy, po hiszpańsku mówią tylko turyści, a podstawowym językiem jest baskijski, szczególnie wśród młodych ludzi. Moja hostka, mimo że nie jest z całkowicie baskijskiej rodziny i z rodzicami rozmawia po hiszpańsku, to z siostrą już po baskijsku. Na uniwersytetach język wykładowy jest do wyboru, ale w hiszpańskich grupach są niemal sami przyjezdni. 
Bilbao natomiast jest miastem dużo większym, gdzie spora część mieszkańców nie jest pochodzenia baskijskiego. Na ulicach dominującym językiem jest już hiszpański, nie czuje się też baskijskiej atmosfery. Ale niezależnie od miejsca, w którym się znajdziemy, ulice pełne są barów, gdzie zawsze można wstąpić na pintxo, czyli lokalne przekąski. 
Po czym rozpoznać Baskijkę? Po grzywce i butach trekkingowych!

Kończąc już te kulturalne opowieści, kilka słów o mojej wycieczce po tym regionie, a przede wszystkim trochę zdjęć. Wszystko zaczęło się międzynarodowo, czyli od rozmowy z zagubioną Niemką i Turczynką w języku francuskim na terenie Hiszpanii. Później było już bardziej regionalnie - dwa dni spędzone w San Sebastian ze studentami baskijskimi, lokalne jedzenie i cydr oraz dużo zwiedzania. Już pierwsze wrażenie po wjeździe do miasta jest bardzo pozytywne. 







Zatoka La Kontxa, z której San Sebastian jest znane również gwarantuje ładne widoki. Mimo, że słońca trochę brakowało, a wiatr był tak silny, że ciężko było iść, spaceru tego nie żałuję. 









Nawet w centrum miasta bardzo popularne są małe sklepiki z ogromnym wyborem owoców i warzyw. Ale jakże zaskakujący jest widok grzybów sprzedawanych w takiej formie oraz tak duży ich wybór. Jak do tej pory wszędzie za granicą spotykałam się z określaniem pieczarek mianem grzybów i brakiem grzybów leśnych. W Kraju Basków jednak ich wielbiciele narzekać nie będą. 



Moje wyobrażenie, że są to tereny górzyste nie było błędne. W większości nie są to jakieś imponujące góry, ale piękne zielone tereny pagórkowane. Samo San Sebastian otoczone jest trzema wzgórzami, widoki z jednego z nich na poniższych zdjęciach. Zarówno panorama miasta jak i port robią wrażenie. 




Terenów zielonych w San Sebastian również nie brakuje, jednak trzeba przespacerować się do innej części miasta, mało turystycznej, o czym świadczyły bardzo zdziwione spojrzenia lokalnych mieszkańców, widząc mnie z plecakiem. 




Następnym odwiedzonym miastem było Bilbao z piękną, niemalże letnią pogodą wbrew wszystkim, którzy przepowiadali mi deszcz. Na początek spacer w godzinach popołudniowo-wieczornych i również pozytywne pierwsze wrażenie. 









Kolejny dzień poświęcony zwiedzaniu Bilbao potwierdził pierwsze odczucia. Znaleźć tam można zarówno zabytki, jak i oznaki nowoczesności i różne ciekawostki.








 Kolejna część, z dalszej części wyjazdu, już wkrótce. :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz