środa, 12 grudnia 2012

O Porto i sprzecznych wrażeniach (cz. 1)





Od powrotu z Porto zastanawiam się, co o nim napisać i jakie wrażenie na mnie zrobiło, ale wciąż nie znalazłam jednoznacznej odpowiedzi. Jeszcze przed wyjazdem spotkałam się z bardzo sprzecznymi opiniami innych turystów - jedni uważali je za najpiękniejsze miasto w jakim byli (a były to osoby, które sporo widziały), inni natomiast uznali je za najgorsze. Takie rozbieżności wydawały mi się niemożliwe, a jednak okazały się prawdziwe. 
We mnie Porto również wzbudziło sprzeczne odczucia - były chwile zachwytu, były momenty z myślami: "przecież tu nic nie ma", a cały wyjazd był nietypowy. Ale zaczynając od początku: uczelnia po raz kolejny zaoferowała mi gratisowe kilka dni wolnego, Ryanair dorzucił do tego promocję, w wyniku czego wyszła jeszcze jedna wycieczka. Zdecydowałam się na samotny wyjazd z zamiarem CouchSurfingu i ambitnego zwiedzania, nie tylko Porto, ale też innych miejsc północnej Portugalii. A co z tych planów zostało zrealizowane? 

Ano niewiele. Niezbyt nasilone poszukiwania hosta okazały się nieskuteczne i w wieczór poprzedzający wylot zarezerwowałam hostel, a wybierać było w czym. Zdecydowałam się na Tattva Design Hostel i bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że był to najlepszy hostel, w jakim byłam. Kto chętny, sam może sobie poszukać o nim informacji i opinii, ja jedynie wrzucę kilka zdjęć (własnych nie robiłam, ale te ze strony są całkowicie prawdziwe):




Nie tylko hostel przyczynił się do pozytywnych wrażeń, ale również Portugalczycy. Nie wiem, czy gdziekolwiek spotkałam się z tak pozytywnymi i pomocnymi ludźmi. I przede wszystkim - wszyscy mówią po angielsku, a jeśli przypadkiem traficie na wyjątek potwierdzający regułę, to w kilka sekund zorganizowana zostanie osoba nie będąca wyjątkiem. Z każdą chwilą moje zdziwienie rosło - zaczynając od dwujęzycznych komunikatów i napisów w metrze, poprzez wielojęzyczną obsługę w miejscach turystycznych, kończąc na przynajmniej dobrym poziomie angielskiego w miejscach o charakterze zdecydowanie lokalnym. A z ciekawszych przykładów, to: 
- strażnik w muzeum na dzień dobry przeprosił mnie, że nie mówi po angielsku i będzie potrafił odpowiedzieć na ewentualne pytania tylko po portugalsku lub francusku, 
- kilkakrotnie zdarzyło mi zostać zapytaną, czy mają do mnie zwracać się po angielsku, hiszpańsku czy francusku, 
- nawet w najmniejszym barze z dala od turystów obsługa (a były to osoby w wieku co najmniej średnim) z przyjemnością wyjaśniała mi, co jest czym i co poleca.

Jak już napisałam, pojechałam sama, ale niewiele czasu spędziłam jedynie we własnym towarzystwie. Przez te 3 dni miałam wyjątkowe szczęście przypadkowo trafiać na bardzo sympatyczne osoby, dzięki czemu wyjazd był tak udany. Blisko siebie ustawione stoliki w barze, gdzie jadłam obiad zapoczątkowały kilkugodzinny spacer w towarzystwie Australijki, która była właśnie w połowie samotnej podróży dookoła świata, robienie kolacji w hostelowej kuchni to dobra okazja na rozpoczęcie kilkugodzinnej rozmowy z Brazylijczykiem mieszkającym w Irlandii, który niedawno zakończył pielgrzymkę do Santiago di Compostela, a wybranie się na spacer miejski to możliwość poznania przewodniczki, która przez 9 miesięcy mieszkała we Wrocławiu oraz dzielenia się wrażenia ze zwiedzanych miejsc z Gruzinem studiującym w Niemczech i pracującym w Holandii. No i nie należy zapominać, że Polacy są wszędzie - mogą nawet stanowić większość wycieczki po winnicy czy też zdecydowanie zdominować hostelowe śniadanie.

Zdjęcia i wrażenia z odwiedzonych miejsc już wkrótce! 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz